mati83
Komentarze do artykułów: 626
Obwodnica Limanowej przez Słopnice Propozycja była jeszcze przed wojną Tymbark – w miejscowości Zamieście, w przybliżeniu na 105. kilometrze drogi krajowej (niedaleko zjazdu do „otaczarni” na Przylaskach), następnie droga przechodziłaby przez teren gminy Słopnice a później omijając samą Limanową, wchodziłaby na teren gminy Limanowa i kończyła się na drodze powiatowej w Limanowej
Pchała się do rady gminnej i parti PiS i sobie wypiła Kobieta miała 2,3 promila
Podłęże-Piekiełko” to najbardziej wyczekiwana linia kolejowa w Małopolsce. A być może nawet w całym kraju. Jedni walczą o jej budowę, inni nie wierzą, że ta inwestycja kiedykolwiek powstanie. Są też tacy, którzy mają przez „piekielną linię” coraz większe problemy.Ludzie mówią o „kolejowej klątwie”, trwającej już trzy pokolenia. Jego budowa planowana jest od ponad 100 lat Tak to miało być Liczne tunele, mosty, nowe dworce, dwupoziomowe rozjazdy w okolicy klasztoru w Szczyrzycu
Tak jest przed wyborami chodniki są dla ludzi anie do parti i teraz. Zakaz użytkowania chodnika to jest skandal Po i Pis powinni się zastanowić co robią dla miejscowości. Poręba Wielka to jest największym skandalem szacasów 20 wiekó po Termy w Porębie Wielkiej tak nie będzie ludzie się śmieją na tą miejscowość tam pat fatóm
Diwizja pochodziła z Mszany Gurnej 303 To pszeciecz bitwa o Anglię była to gurale i lachy byli przeskurczybyki tam powindno być pomnik w Mszanie Gurnej upamieniocej o bochaterach 303
Bardzo dobrze tak powinno być już dawno
To już rzkoły nie będzie rolniczej
To jest wielka korubcia przed wyborami i tak będzie w Polsce i w powiatach i gminach Łkowica jest jedynym krajem w Polsce najstarsza wójtowa rządzi lll rzeczy od 1982 rządzi gminą już rządzi 36 lat taki przykład zniej bierzcie
Kolej nigdy nie powstanie po niema inwestora i PO rząd niema piniędzy to już nawet Rydzyg to przewidział otej kolejki Podłęża-Piekiełka rze nigdy nie powstanie Ałstrja śmieje się z tej koleji NATO inwestycje czebabło wydać grube pieniądze Po stwierdziło rze zadurzo tuneli czeba było robić i niekcą budować
DRKidler Dlaczego została ukarana mandatem po wpadła do rowó i tam jest przystanek autobusowy i droga była mokra nie dostosowała się dowarónków pogodowych i przesto dostała mandat
Ta kolej nigdy nie powstanie po niema inwestora
Kpt. Jan Kacwin, pseudonim „Juhas”, prezes nowotarskiego koła Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej, jeden z założycieli tutejszej Komisji Historii Wojskowości oraz oddziału Polskiego Towarzystwa Historycznego, położył w pobliżu Biblii dziewięciostronicowy dokument z podpisami wszystkich przybyłych na plebanię. Gdy zbliżyli się do stołu, Jan Kacwin powiedział, że te kartki to jest ich testament, do wiadomości Pana Boga. Cudem przeżyli zarówno hitlerowską okupację, jak i „Ognia”. Mają już swoje lata, nie wiedzą, jak długo pozostaną jeszcze na tym świecie. Są przekonani, że gdy odejdą ostatni świadkowie powojennych wydarzeń, w Polsce zacznie się tworzenie legendy wokół postaci Józefa Kurasia. Dokument składają w depozycie w nowotarskiej parafii, bo tu będzie bezpieczny. Mają nadzieję, że zostanie odczytany na Sądzie Ostatecznym. Podpisali się, położyli ręce na Biblii i przysięgli, że wszystko, co napisali, odpowiada prawdzie. Następnie ks. prałat Franciszek Juraszek na dole dziewiątej strony, pod podpisami ośmiu akowców, napisał, że 16 marca 1990 r. był świadkiem złożenia przysięgi przez osoby podpisane pod dokumentem i poświadcza to swoim podpisem. partyzanci ognia Partyzanci Kurasia Ks. Franciszek Juraszek, proboszcz parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w latach 1976-2001, były duszpasterz nowotarskiej „Solidarności”, zmarł w 2009 r. Wraz z jego śmiercią w tajemniczy sposób zniknął z plebanii dokument byłych akowców. Nikt z obecnie pracujących tu księży nie jest w stanie powiedzieć, co się z nim stało. Komuś musiało na tym bardzo zależeć. Nowotarscy akowcy widocznie to przewidzieli i dlatego pozostawili kopie tego dokumentu swoim rodzinom. Jedną z tych kopii pokazałem ks. Henrykowi Paśce. – Mogę tylko stwierdzić, że jest to kserokopia oryginalnego dokumentu. Brakuje na niej jedynie podpisu ks. Franciszka Juraszka. Nie mam pojęcia, co się stało z oryginałem. Proszę wybaczyć, ale nie powiem panu nic o Kurasiu, bo jest to w naszym regionie dalej wielka, niezabliźniona rana. Całą sprawę powinniśmy powierzyć do rozstrzygnięcia Panu Bogu i bożemu miłosierdziu.
Słowacy nadal zbierają materiały dotyczące Kurasia. Po raz pierwszy postać tego samego człowieka oceniają historycy dwóch sąsiadujących ze sobą państw. W Polsce powojenne losy oddziału partyzanckiego Józefa Kurasia „Ognia” bada Maciej Korkuć z krakowskiego oddziału IPN, natomiast pracami słowackich badaczy kieruje Lubomir Durina z UPN w Bratysławie. Dla polskiego historyka Kuraś to zasłużony przywódca antykomunistycznego podziemia, odważnie walczący z władzą ludową. Natomiast słowacki historyk uważa, że oddział „Ognia” to banda, która wprawdzie miała na swoich sztandarach hasła walki o wolną Polskę, ale przy okazji terroryzowała góralskie wsie, grabiła i mordowała niewinnych ludzi, realizowała program czystek etnicznych, nienawidziła Słowaków, Rusinów i Żydów. Trudno jednak się spodziewać, że pracownicy dwóch narodowych instytutów pamięci, położonych po obu stronach granicy, zespolą wysiłki i wspólnie postanowią szukać prawdy. Za państwowe pieniądze zawsze będzie ona różna. Przysięgli na Biblię 16 marca 1990 r., po wieczornej mszy, na plebanii kościoła Najświętszego Serca Pana Jezusa w Nowym Targu zjawiło się ośmiu mężczyzn, byłych żołnierzy Armii Krajowej z terenu Podhala, wszyscy w wieku ok. 70 lat. Zapowiedzieli wcześniej, że przyszli przekazać parafii bardzo ważny dokument i poświadczyć na Biblię, że wszystko, co napisali, jest prawdziwe. Chcą to potwierdzić przed Bogiem. Zostali przyjęci przez proboszcza Franciszka Juraszka i wikarego Henryka Paśkę. kacwin kpt. Jan Kacwin „Juhas” – Stół nakryłem białym obrusem, położyłem krzyż i Biblię, zapaliłem świece – wspomina jedyny żyjący świadek tego wydarzenia, ks. Henryk Paśko, obecnie proboszcz parafii św. Jadwigi Królowej przy ul. Ludźmierskiej w Nowym Targu. – Wszystkich tych mężczyzn znałem osobiście, bo byłem kapelanem nowotarskich akowców. To byli bardzo zacni ludzie, godni zaufania, ogromnie dla Polski zasłużeni, o wspaniałych życiorysach. Wszyscy już zmarli, nie żyje też ks. Juraszek. Tylko ja zostałem.
Postawienie Kurasiowi pomnika w Zakopanem i zrobienie z jego odsłonięcia patriotycznej uroczystości o randze państwowej tak bardzo zdenerwowało Słowaków mieszkających po obu stronach polskiej granicy, że odpowiednik polskiego IPN, Ústav Pamäti Národa w Bratysławie, postanowił zająć się sprawą nowego polskiego Janosika. Nie mogli pojąć, jakim sposobem człowiek, który był zwolennikiem czystek etnicznych, który chciał Polski bez Słowaków, Rusinów i Żydów, który terroryzował, zabijał i okradał ludność na terenie polsko-słowackiego pogranicza, został szlachetnym bohaterem, mordującym wyłącznie przedstawicieli władzy ludowej. Słowaccy historycy przyjechali do Polski, zapoznali się z dokumentami zgromadzonymi w archiwach IPN, spisali relacje wielu osób, w 2009 r. przysłali ekipę filmową, która zrealizowała 33-minutowy film dokumentalny „Zakątki zapomniane przez Pana Boga”. Został on pokazany tylko w telewizji słowackiej. Jego „polska” premiera odbyła się w sierpniu 2010 r. w Instytucie Polskim w Bratysławie. Słowacy pokazali w nim zupełnie innego Kurasia, nieprzypominającego tego opisywanego przez nasz IPN, i dlatego film do polskiej telewizji nie trafił.
Górale z Nowego Targu cieszą się, że Instytut Pamięci Narodowej wreszcie ma konkurencję i dzięki temu ludzie dowiedzą się prawdy o działalności oddziału partyzanckiego Józefa Kurasia „Ognia” w latach 1945-1947 na Podhalu, Orawie i Spiszu. Gdy 10 lat temu krakowski oddział IPN zwrócił się do świadków tamtych wydarzeń, chętnie przekazywali swoje relacje i opisywali, jak byli przez „Ognia” nękani, zastraszani, grabieni, ilu niewinnych ludzi zamordowano. Efekt ich szczerych relacji był taki, że 13 sierpnia 2006 r. zostali zaproszeni do Zakopanego na uroczystość odsłonięcia przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego pomnika „Ognia” i jego poległych podkomendnych. Żaden z zabierających głos przedstawicieli IPN ani major WP, który w czasie apelu poległych odczytał ponad 90 nazwisk „ogniowców”, nie wspomnieli o kilkukrotnie większej liczbie ludzi, którzy przez „Ognia” stracili życie. Nawet w trakcie mszy z udziałem prezydenta, poprzedzającej uroczystość, nikt się za nich nie pomodlił.
Niestety u nas policja kojarzy się z kimś co raczej skrzywdzi niż pomoże to jest prawda jagby policja zaczymała to było tag jag Igora Stachowiaka
Kara ich powinna spotkać Kara potrwa 12 miesięcy. W tym czasie nie moga dostać żadnych nagród, mają obniżony dodatek służbowy do pensji, nie moga dostać premii. Taka Policja na Zawace
To wina PiS po Kaczor jest wszpitalu i on takom naturę przynosi
Gmina Łukowica ma zero dógów po tam najdórzej pracóje wójd Łukowicy Czesława Rzadkosz Łukowica już została okrzyknięta polskim biegunem biedy Z ostatniego rankingu Ministerstwa Finansów wynika że ta limanowska gmina ma najmniejszy w kraju przychód z podatków w przeliczeniu na jednego mieszkańca Gdyby nie subwencje i dodatki z centrali Łukowica już dawno ogłosiłaby bankructwo Dochody własne gminy są znikome stanowią ledwie 10 proc budżetu reszta to środki zewnętrzne
Przecież wiesz że na tym miejscu ciąży klątwa.....miał być kościół...zbudowany drewniany zajazd, przenosząc budowę kościoła za rzekę w dość ciasnym miejscu- Budowa kościoła ruszyła, karczma spłonęła... - Zacny kapłan, ten który przed poświęceniem placu pod nasz kościół egzorcyzmy odprawił, goszcząc w Limanowej po tej tragedii, głosił kazanie i powiedział dosłownie: 'odszedł szatan w ogniu Wszystko zaczęło się na początku lat siedemdziesiątych zeszłego wieku. Mieszkańcy limanowskiej dzielnicy Sowliny modlili się w kaplicy w baraku jeszcze austro-węgierskiej rafinererii nafty, zmienionej później na bazę paliw CPN. Kapłan mieszkał kątem w równie starym familo-ku, zbudowanym w XIX wieku dla rodzin robotników. Ludzie chcieli wybudować kościół jak pałac, ale władza, ta z komitetów partii, bała się takich inwestycji niczym przysłowiowy diabeł święconej wody. Kiedy wybrano teren pod świątynię i wojewódzcy urbaniści wstępnie zaakceptowali lokalizację na przeciwnym brzegu potoku niż rafineria i domy robotników, nagle nastąpiły zmiany oficjalnych planów. Prężnie działająca wówczas Rejonowa Spółdzielnia Zaopatrzenia i Zbytu w ekspresowym tempie miała postawić właśnie tam obiekt turystyczny. Godny miana wizytówki miasta szczycącego się tytułami mistrza, a nawet arcymistrza gospodarności, a także tryumfami w popularnych wtedy audycjach telewizyjnych 'Bank 440', w których przed kamerami rywalizowały polskie miasta. Zajazd zbudowano jako wierną replikę zabytkowego dworu w Świdniku koło Limanowej. Niektórzy dyskretnie szeptali, że taka powtórka formy jest świadomym tworzeniem konkurencji dla wzniesionego prawie sto lat wcześniej kościoła przy limanowskim rynku, który był powiększoną lecz wierną kopią dawnej świątyni. Kościół przy rynku zbudowano z kamienia, chociaż poprzedni był drewniany. Karczmę w Sowlinach postawiono z drewna, tak jak wieki wcześniej pierwowzór w Świdniku Klątwa jest prawdopodobnie przywłaszczona przez mieszkańców Sowlin z legendy o kościele na Łysej Górze (jest w Limanowej), gdzie podobno był kościół i karczma. Ludzie zamiast do kościoła chodzili do karczmy i wtedy zawaliła się karczma i kościół. Prawdopodobieństwo tej legendy jest duże, gdyż pod Łysą Górą jest duże osuwisko, które mogło być przyczyną osunięcia tych gruntów. - Zajazd sowliński przynosi pecha - czytamy na forum. - Pierwszą osobą związaną z nim, która zginęła, był strażak. Trzy następne osoby (ludzie z Rejowej Spółdzielni, która zajazd wybudowała) zginęły w wypadku samochodowym w Lubniu. Małżeństwo, do którego należało pole, na którym stanął zajazd, zostało Brutalnie zamordowane i do dziś, przez ponad ćwierć wieku, tej mrocznej zagadki nie rozwikłano