AdamKnight
Wpisy na forum: 197
Aleś popłynął dzedajku! Wytłumacz mi, proszę, o co tobie chodzi z tymi minusami, że mi wciąż o nich przypominasz: czy naprawdę uważasz, że powinienem się przejmować, że pod tym jednym postem mam 7 anonimowych minusów (w tym jeden od ciebie, drugi od samego siebie)? Czy te minusy jakkolwiek świadczą o mnie, że musiałeś trzy razy mi to wypomnieć, zanim się w ogóle do tego odniosłem? Naprawdę?
Dokładnie tak. Czyta co kto, kiedy, liczy minusy. Tak, gość mi tu trzy razy wytoczył, że gdzieś pod jednym postem zebrałem parę minusów. Tak jakby to miało jakieś znaczenie. Yyyy, co ja mówię! Przecież minusy mają ogromne znaczenie! Przecież one wskazują czy jestem mądry czy niemądry.
Kurcze, pudłuję raz za razem, kompromituję się. Chociaż i tak już bardziej skompromitować się nie mogę, podobno. Jednak gdy się właśnie wydaje, że bardziej się nie da, to ja jeszcze i jeszcze, pokazuję, że potrafię - zejść głębiej niż dno! Ale to trzeba być wstecznie inteligentnym, jak ja. Nie wiem jak to możliwe, ale eksperci wiedzą. A w ogóle to nerwy mi puszczają. Tak, ma rację ten, który tak mówi. Punktuje mnie, a każdy punkt to punkt w najczulszy punkt. Jestem spalony! Miałem iść po bułki, ale jak ja teraz wyjdę z domu? Hmm... a może wytrzymam... Aaa, nie jestem głodny!
@peres, no dobrze, przyznałeś się do błędu, wyraziłeś skruchę, przeprosiłeś. Myślę, że można Ci to wybaczyć. Oczywiście jest ktoś, kto Ci tego nigdy nie zapomni, ale to wiadomo.
Bo to jest straszna rzecz siedzieć i pisać o 4 czy 5 godzinie. Strasznie wstydliwa moim zdaniem. Dlatego zdziwiłem się, że taką straszną rzecz czynił @peres. Ale po chwili dowiedziałem się, że i ty robisz te rzeczy! Robisz?
Mówisz, że obaj piszecie w takich wstydliwych godzinach?
@peres, gdzieś tu padły straszne słowa, że pisałeś jakieś posty o 4 czy 5 godzinie nad ranem. Prawda to? Ja to bym się chyba ze wstydu spalił, gdybym o takich godzinach pisał! Wstyd!
Też miałem ten problem. Albo podobny, bo kiedy złamała się jedna noga u stołu, bardzo trudno było jeść i całymi miesiącami chodziłem niedożywiony, gdyż zwykle połowa jedzenia lądowała w miejscu do tego nieprzeznaczonym. Nie będę wchodził w szczegóły jak wtedy wyglądałem, ale któregoś dnia mój znajomy, domyślając się jaka jest przyczyna mojej nagłej utraty masy, podesłał mi linka: www.naprawiamynogistolu.com Polecam tę ekipę. Profesjonalna i szybka obsługa. Podobno naprawiają też stołki.
Nie wywołuj wilka z lasu! ;)
Dokładnie tak, a @kamani właśnie zainicjował tę reklamę. Zaraz pojawi się on sam (lub pod postacią innego nicku), by wkleić link, za który dostanie dwa złote.
Chodziło mi o taką ogólną interpretację prawa samego w sobie. @zajec chciał udowodnić, że Konstytucja pozwala na aborcję (w sumie każdą), powołując się na jakąś wybraną i w dodatku archaiczną definicję słowa "poczęcie". Chciałem tylko zwrócić uwagę na ten błąd.
W kontekście tego, co się ostatnio wyprawia, to nie wydaje mi się. A skąd takie pytanie?
@wasylis, nie ma takiego momentu. Czyli nigdy.
Jest sporo logicznych argumentów, że od samego początku zygota jest człowiekiem. Każdy następny moment jest mocno naciągany i brzmi jak: człowiek jest od momentu jak mu wyrośnie ucho.
To, jak kiedyś uważano, nie ma znaczenia, bo chociażby kiedyś Ziemia była płaska, dziś już płaska nie jest (no, zostawmy biednych ludzi!). Skoro używamy jakichś słów, to używamy ich w znaczeniu aktualnym. Tym bardziej jeśli chodzi o stosowanie prawa. Prawda?
Ani jedno, ani drugie. Poczęcie to nie moment urodzin. Poczęcie to też nie moment miłosnego uniesienia, lecz następującego po nim (czasem tydzień później) momentu, od którego wszystko już wiadomo i nie ma przypadku. Poczęcie to zapłodnienie. Tak po prostu. Tak po polsku.
Uważasz, że maseczki nic nie dają?
W tym względzie myślimy chyba podobnie. Wchodząc do sklepu, do kościoła, czy gdzie tam jeszcze sytuacja tego wymaga, ubieram maseczkę. Natomiast na ulicy nie zamierzam tego robić, bo uważam, że to o krok za daleko, by dalej mówić o zdrowym rozsądku. To znaczy ja rozumiem, że prawdopodobnie sensem noszenia maseczek na zewnątrz jest raczej wyczulenie ludzi, aby bardziej uważali, ale no... no nie! Nie tędy droga. Dodatkowo wkurza mnie, że jestem zastraszany, że za brak maseczki na ulicy mogę słono zapłacić (i bynajmniej nie chodzi tu o kwestie zdrowotne), a podstawa prawna tych gróźb jest co najmniej wątpliwa. Na mnie takie groźby działają z odwrotnym skutkiem. W każdym razie są tu na portalu osoby, które w kółko powtarzają, że maseczka nie działa. Jestem ciekaw opinii tych ludzi.
No właśnie - nie działają, nic nie dają - twierdzi wielu użytkowników tego portalu. A ja się zastanawiam i chciałbym wiedzieć jak się na to zapatrujecie, więc przedstawię tutaj pewien problem. Wyobraźmy sobie, że jest choroba podobna do COVID, tylko znacznie gorsza, bo każdy zarażony po dwóch miesiącach umiera i nie można z tym nic zrobić. Choroba przenosi się w ten sam sposób, czyli ogólnie drogą kropelkową. I teraz jest sobie Marcin. Marcin nie wyróżnia się niczym szczególnym, poza tym, że jest od miesiąca chory i zdiagnozowany. Teraz Ty, mój drogi użytkowniku, musisz wejść z Marcinem do pewnego pomieszczenia wielkości standardowej łazienki i słuchać przez minutę, co też ów jegomość ma Tobie do powiedzenia. Wiem, głupio to brzmi, ale sytuacja teoretyczna, więc się nie czepiamy. A teraz najważniejsze: Marcin może na ten czas założyć maseczkę, ale nie musi. Będzie to zależało tylko od Ciebie. Pytanie jest takie: czy chciałbyś, aby Marcin założył maseczkę? Zależy mi szczególnie na odpowiedzi zagorzałych przeciwników maseczek. Uzasadnienie w każdym przypadku mile widziane. Zapraszam do kulturalnej dyskusji.
Ja to nawet nie wiem jakie są ceny, bo już dawno przestałem tankować w Limanowej (chociaż tu mieszkam).